Jedną
z najbardziej znanych grup literackich w latach XX ubiegłego wieku
była Awangarda Krakowska, która działała przy czasopisma
„Zwrotnica”. Nazwa powstała z francuskiego słowa
avant-garde co oznacza „przednia straż”, a także od miejsca
przebywania grupy, czyli Krakowa. Jej założycielem był Tadeusz
Peiper, który był zwany „papieżem awangardy”. Założenia
Awangardy zawierał wydany w 1922 manifest „Miasto. Masa.
Maszyna”. Grupa ta opracowała swój nowatorski program w
szczegółach, a jej hasło brzmiało „Minimum słów, maksimum
treści”. Grupa miała być przebojowa, ruchliwa i zmienna.
Uważano, że zadaniem artysty jest tworzenie nowych form oraz stylów
artystycznych poprzez łamanie wszystkiego, co już było znane.
Poetyka Awangardy Krakowskiej polegała na budowaniu i tworzeniu
własnej rzeczywistości, rządzonej odmiennymi prawami. Ważną rolę
w tej poezji miała metafora, ponieważ wyzwala ona wieloznaczność.
Jednym z najważniejszych poetów poezji awangardowej był Julian
Przyboś. Poza tym tworzyli: Adam Ważyk, Jan Brzękowski i Jalu
Kurek.
Wiersze
Awangardy Krakowskiej:
Julian
Przyboś „Dachy”
Wyżej!
Płaszczyzny
kręte, piramidy pięter,
płaszczyzny wirujące, płaszczyzny wznoszące,
figurotwórcze.
Masywnej przestrzeni
skręt,
rodzących się miast
kurcze.
płaszczyzny wirujące, płaszczyzny wznoszące,
figurotwórcze.
Masywnej przestrzeni
skręt,
rodzących się miast
kurcze.
W
żywym patosie konstrukcji, w geometrycznym wymiarze
wspina się, urastając, sześcienna dusza stolic.
Warczy windami rozmachu, zawisa na lewarze,
wskoczy! Na wieżach radia z materii myśl wyzwoli.
wspina się, urastając, sześcienna dusza stolic.
Warczy windami rozmachu, zawisa na lewarze,
wskoczy! Na wieżach radia z materii myśl wyzwoli.
Spod
konwulsyjnej sieci drutów się rozprzestrzenia,
bucha wściekłością linij, prostopadłością pionu,
triumfem wyniosłości rozpręża łuk sklepienia,
jak rozkosz łechce bezmiar igłą piorunochronu.
bucha wściekłością linij, prostopadłością pionu,
triumfem wyniosłości rozpręża łuk sklepienia,
jak rozkosz łechce bezmiar igłą piorunochronu.
W
chmurach zawiesza wierzchołki jak gigantyczne wahadła,
kołysze się – przystaje – osiada w formach narożnic.
Wyżej! Sztabami ramion roztrącę ulic gardła,
prężność rozkręcę palcami jako korbami opornic.
kołysze się – przystaje – osiada w formach narożnic.
Wyżej! Sztabami ramion roztrącę ulic gardła,
prężność rozkręcę palcami jako korbami opornic.
Jak
elektryczność błyśnie, podskoczy murem w górę,
przestworem napęcznieje olbrzymi miasta kolos;
rozniesie wszystkie place, rozsadzi mas strukturę,
wypnie, jak lane przęsło, nieskończoności koło.
przestworem napęcznieje olbrzymi miasta kolos;
rozniesie wszystkie place, rozsadzi mas strukturę,
wypnie, jak lane przęsło, nieskończoności koło.
W
fundament,
w żelazobeton posad
ruń
sztychami wiru!
w żelazobeton posad
ruń
sztychami wiru!
Już
pęd
zębatych trybów
kół
wwierca się w fabryk brzuch.
W dół
rwie
rowami
szybów.
pęd
zębatych trybów
kół
wwierca się w fabryk brzuch.
W dół
rwie
rowami
szybów.
Świstem
drgających świdrów,
oskardów ciętym kłem,
skrą,
mechanicznym łbem,
ciśnieniem: milion atmosfer,
uderz
w globu centralny
nerw!
oskardów ciętym kłem,
skrą,
mechanicznym łbem,
ciśnieniem: milion atmosfer,
uderz
w globu centralny
nerw!
I
znów
prostotą zakrzepłych form
wydźwignij się do chmur, miarowy aparacie.
Nad hut czerwone hale, nad falujące blachy,
kiedy godzinę 6-tą syreny fabryk odhuczą,
płyń w zmierzch stalowy nieba i gwiazd zbliżone dale:
w dachy.
prostotą zakrzepłych form
wydźwignij się do chmur, miarowy aparacie.
Nad hut czerwone hale, nad falujące blachy,
kiedy godzinę 6-tą syreny fabryk odhuczą,
płyń w zmierzch stalowy nieba i gwiazd zbliżone dale:
w dachy.
Julian
Przyboś „Cieśle”
Zmogły
się prężne zwory,
łysły cięciem topory
w:
klocki odęte, stożki ścięte,
bryły graniaste, belki kanciaste,
walce toczone, kule drążone,
kliny klaszczące, krężele-leje – – –
Skuły je klamry, jak palce, i trociny, jak kleje.
łysły cięciem topory
w:
klocki odęte, stożki ścięte,
bryły graniaste, belki kanciaste,
walce toczone, kule drążone,
kliny klaszczące, krężele-leje – – –
Skuły je klamry, jak palce, i trociny, jak kleje.
Ciosają
w roboczej dwójce
rytmiczne, dębowe Ojce.
rytmiczne, dębowe Ojce.
Poczęci
w żywocie kuli,
rozpięci na żyłach linij,
rozcięci promieńmi bólu.
rozpięci na żyłach linij,
rozcięci promieńmi bólu.
Jak
deska na obu końcach
wzwyż – w dół się chybotająca,
chylą się na-prze-mianę
pękate grzbiety drewniane.
wzwyż – w dół się chybotająca,
chylą się na-prze-mianę
pękate grzbiety drewniane.
W
zaciekłym, martwym uporze,
stężałym jak soki w korze,
kurczą łykowe muskuły,
które spoidła pokuły.
stężałym jak soki w korze,
kurczą łykowe muskuły,
które spoidła pokuły.
Prężą
się w zworze sękatej
niezdarne dłoni kwadraty,
klekocą zwarte przeguby,
wiercą się wściekłe kadłuby.
niezdarne dłoni kwadraty,
klekocą zwarte przeguby,
wiercą się wściekłe kadłuby.
Warknie
kołowrót rozkuty,
wzniosą się szczerbate skluty,
runą schrypłymi zamachy
w sklepienia,
liny,
stalowe spiny,
gmachy.
wzniosą się szczerbate skluty,
runą schrypłymi zamachy
w sklepienia,
liny,
stalowe spiny,
gmachy.
Opak
mordędze bez końca
nie pęknie przestrzenna cela.
nie pęknie przestrzenna cela.
Zbiegły
się, zbiegły:
pęknięcia cięć, krzywizny,
zagięcia lin, blizny,
rozdarte łuki, starte znaki,
zygzaki, cięciwy,
złamane, sfalowane,
krzywe –
Napina je u szczytu w proste kropla słońca,
jak ogromna, pionowa, chybliwa libella.
pęknięcia cięć, krzywizny,
zagięcia lin, blizny,
rozdarte łuki, starte znaki,
zygzaki, cięciwy,
złamane, sfalowane,
krzywe –
Napina je u szczytu w proste kropla słońca,
jak ogromna, pionowa, chybliwa libella.
Spiętrza
się, wzdyma od nowa,
zaklęte wnętrze roztula
ślepa, potworna budowa:
KULA
zaklęte wnętrze roztula
ślepa, potworna budowa:
KULA
Jan
Brzękowski „Kolory”
Nocą
zgrzaną pośpiechem w tumulcie snów rzęsistym
bez słowa zaciskasz nienawistne palce.
ścigają mnie barwy roztarte w sitach horyzontu
cynowe deszcze spadają z nieba wzniesionego z rtęci
a zieleń soczysta przechodzi we mnie — pęcznieje jak pęd.
jak Mojżesz z ziemi egipskiej armiami mądrych wężów
[wśród wód wzniesionych morza
z brodą na wiatr rozwianą wymachując laską
nóg ciężkim chrzęstem przemierzam żółć chromową piasku
I kroczę w czerwieni smagany barwami groźny jak pożar.
bije mnie ciemność i skrzydeł trzepotem uderza po skroni
i lęk ogarnia nieznany i słodki
gdy
walcząc z aniołem w nadchodzącym brzasku
ja, Jakub rozciągnięty na kamieniu nocy
zmartwiałym językiem wołam o pomoc i
krzyczę — gdy znad lasu w drodze do Damaszku —
jak Pan
na niebie zgrzanym od grzmotów dalekich i woni
wstajesz potężny w gromach i blasku
i razisz błyskawicą z chromu i potasu.
Adam
Ważyk „Eliksir życia”
W
niejednym obcym mieście
wchodziłem do domu towarowego
jeździłem z pietra na piętro
oglądałem rzeczy które mnie nic nie obchody
wracałem na parter
kupowałem sznurowadła
Na ruchomych schodach
dzieci stały cicho uczepione poręczy
klamry połyskiwały we włosach klijentek
Ta jazda była jak monotonna recytacja
jak oratorium bez chórów
jak codziennie powtarzana pomyłka
jak daremna wyprawa nie wiadomo po co
jak wyprawa po eliksir życia
wchodziłem do domu towarowego
jeździłem z pietra na piętro
oglądałem rzeczy które mnie nic nie obchody
wracałem na parter
kupowałem sznurowadła
Na ruchomych schodach
dzieci stały cicho uczepione poręczy
klamry połyskiwały we włosach klijentek
Ta jazda była jak monotonna recytacja
jak oratorium bez chórów
jak codziennie powtarzana pomyłka
jak daremna wyprawa nie wiadomo po co
jak wyprawa po eliksir życia
Pisząc ten artykuł korzystałam ze stron:
http://dwudziestolecie-miedzywojenne.klp.pl/a-8700.html
http://dwudziestolecie.com/awangarda-krakowska/
http://www.bryk.pl/wypracowania/jezyk_polski/xx_lecie/21839-awangarda_krakowska.html