![]() |
L. Staff |
Poeta,
dramatopisarz, tłumacz, eseista. Mowa o Leopoldzie Staffie. Ze
Staffem po raz pierwszy zetknęłam się w szkole, jak większość
ludzi i to tylko dlatego, że musiałam. Moje zaciekawienie poezją
Staffa zaczęło się kiedy dostałam w prezencie jedną, z tych
małych książeczek zwanych "Perełkami" i znalazłam to:
"Kochać
i tracić,
pragnąć
i żałować;
Padać
boleśnie
i
znów się podnosić;
Krzyczeć
tęsknocie "precz"
i
błagać "prowadź"-
Oto
jest życie:
nic,
a jakże dosyć..."
Pomyślałam
wtedy, że może warto bliżej się przyjrzeć Staffowi i jego
wierszom.
Leopold
Staff urodził się 14 września 1878 roku we Lwowie. Ukończył
gimnazjum klasyczne. Edukacja była tam skoncentrowana na antyku
łacińsko-greckim i wywarła ona duży wpływ na twórczość
Leopolda Staffa. Po zdaniu matury dostał się na Uniwersytet
Lwowski, gdzie studiował romanistykę, prawo i filozofię. Podczas
studiów należał do Stowarzyszenia Czytelni Akademickiej, a także
do redakcji krakowskiego pisma "Młodość". Studia
zapewniły mu wszechstronne wykształcenie i kulturę humanistyczną,
którą rozwijał przez całe życie. Zapoznał się też z dziełami
Fryderyka Nietzschego, którego później tłumaczył. Jako
poeta zadebiutował w 1901 roku tomikiem "Sny o potędze".
Rok później odbył podróż do Paryża, gdzie miał okazję poznać
środowisko literatów francuskich. Odbywał liczne podróże do
Włoch, a po ukończeniu studiów wyjechał w głąb Rosji, a lata
wojny spędza w Charkowie.
Ja
kocham ciebie!
Jak
tchu dla piersi, tak mi ciebie brak!
W pochmurnym niebie
Przeciąga w siną dal wędrowny ptak.
Niech leci, niech spieszy!
Niech się serce me pocieszy,
Że choć on mknie ku tej stronie,
Gdzie wyciągam tęskne dłonie,
Rozpaczliwie beznadziejne dłonie...
Ja kocham ciebie!
Niech o tym powie ci przelotny wiew,
Co w sen kolebie
Samotne szczyty cichych, smutnych drzew.
Niech leci, niech wieści,
Że w tęsknocie i boleści
Nie mógł uśpić mojej duszy,
Co się męczy w pustce, w głuszy,
W rozpaczliwie beznadziejnej głuszy...
W pochmurnym niebie
Przeciąga w siną dal wędrowny ptak.
Niech leci, niech spieszy!
Niech się serce me pocieszy,
Że choć on mknie ku tej stronie,
Gdzie wyciągam tęskne dłonie,
Rozpaczliwie beznadziejne dłonie...
Ja kocham ciebie!
Niech o tym powie ci przelotny wiew,
Co w sen kolebie
Samotne szczyty cichych, smutnych drzew.
Niech leci, niech wieści,
Że w tęsknocie i boleści
Nie mógł uśpić mojej duszy,
Co się męczy w pustce, w głuszy,
W rozpaczliwie beznadziejnej głuszy...
Po
nastaniu niepodległości Staff przeniósł się do Warszawy i
mieszkał tam przez cały okres międzywojenny. Żył u progu nędzy,
ponieważ utrzymywał się z zasiłkom Uniwersytety Warszawskiego i
Delegatury Rządu". Publikował na łamach "Masek",
"Tygodnika Ilustrowanego", "Kuriera Warszawskiego"
i "Gazety Polskiej". Zasiadał w Zarządzie
Związku Zawodowego Literatów Polskich od 1920 roku. Cały czas
aktywnie uczestniczył w życiu literackim Warszawy.
Modlitwa
żebraka
Niedołężnym,
szczęśliwym i głupim bełkotem
Sławię cię, wielki Panie. Jesteś mi nie znany,
Lecz widzieć cię nie żądam. Dość mi są twe łany,
Słońce i cień, co chłodzi skroń zwilżoną potem.
Mam osła, co mnie nosi, i żebrzę. Łachmany
Nie skuszą rzezimieszka. Nie napycham złotem
Sakwy. Woda jest chłodna, słodki sen pod płotem
I dobry chleb sczerstwiały u progu mi dany.
Dzięki tobie, żeś o mnie zapomniał. Opieki
Twojej mi nie potrzeba, bo stworzyłeś drogi,
A pókim żyw, na świat twój mogę wznieść powieki.
Jeśli proszę, by łaska przypadła mi jaka,
To, abym w cieniu osła mógł w skwar mieć sen błogi,
A w duszy swej pogodę i wolność żebraka.
Sławię cię, wielki Panie. Jesteś mi nie znany,
Lecz widzieć cię nie żądam. Dość mi są twe łany,
Słońce i cień, co chłodzi skroń zwilżoną potem.
Mam osła, co mnie nosi, i żebrzę. Łachmany
Nie skuszą rzezimieszka. Nie napycham złotem
Sakwy. Woda jest chłodna, słodki sen pod płotem
I dobry chleb sczerstwiały u progu mi dany.
Dzięki tobie, żeś o mnie zapomniał. Opieki
Twojej mi nie potrzeba, bo stworzyłeś drogi,
A pókim żyw, na świat twój mogę wznieść powieki.
Jeśli proszę, by łaska przypadła mi jaka,
To, abym w cieniu osła mógł w skwar mieć sen błogi,
A w duszy swej pogodę i wolność żebraka.
Współredagował "Nowy
Przegląd Literatury i Sztuki". Okres okupacji i powstania
spędził w Warszawie. Wygłaszał wykłady konspiracyjne. Po wojnie
zamieszkał w Krakowie, a potem znowu przeniósł się do
Warszawy. Już za życie Leopold Staff był bardzo doceniany.
Jego twórczość wielokrotnie wyróżniano i nagradzano. Dwukrotnie
był laureatem państwowej nagrody literackiej, a także laureatem
nagrody Lwowa, Łodzi i Warszawy. Leopold Staff zmarł nagle w czasie
wypoczynku w
Skarżysku-Kamiennej 31 maja 1957 roku.
"Deszcz
jesienny"
O
szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I
pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu
krople padają i tłuką w me okno...
Jęk
szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I
światła szarego blask sączy się senny...
O
szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wieczornych
snów mary powiewne, dziewicze
Na
próżno czekały na słońca oblicze...
W
dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W
dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane
w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają
ustronia na ciche swe groby,
A
smutek cień kładzie na licu ich miodem...
Powolnym
i długim wśród dżdżu korowodem
W
dal idą na smutek i życie tułacze,
A z
oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...
To
w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I
pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu
krople padają i tłuką w me okno...
Jęk
szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I
światła szarego blask sączy się senny...
O
szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś
dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto?
Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś
umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś
drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak...
Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś
chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy
poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł
nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś
pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły
się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...
To
w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I
pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu
krople padają i tłuką w me okno...
Jęk
szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I
światła szarego blask sączy się senny...
O
szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przez
ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I
zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z
ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I
kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki
zarzucił bryłami kamienia
I
posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż,
strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył
się na tym kamiennym pustkowiu,
By
w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I
smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To
w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I
pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu
krople padają i tłuką w me okno...
Jęk
szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I
światła szarego blask sączy się senny...
O
szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wybrałam
jego kilka tomików poezji: "Dzień duszy", "Godiwa
dramat w 3 aktach", "Uśmiechy godzin", "Wino
miłości", "Łabędź i lira" oraz wiele innych.
Podczas
pisania tego artykułu korzystałam ze stron:
http://culture.pl/pl/tworca/leopold-staff
http://lekcjapolskiego.pl/analiza-i-interpretacja/leopold-staff,autor30/
http://staff.klp.pl/a-6256.html